Żona w walizce

Jako małżeństwo przeżyli równe 40 lat i wychowali 3 dzieci. To jednak nie dało podstaw do pełni szczęścia parze z Obornik koło Poznania. Żona chciała rozwieść się z mężem, ale z wyłączną jego winą. On nie chciał, więc postanowił ją udusić, a ciało spakowane do walizki na kółkach wsadził na tylny fotel ich starego opla z 1998 roku, wywiózł do lasu i wrzucił do Zalewu Kowalskiego kilkanaście kilometrów od ich domu. 

Dziś 62-letni Ryszard G. w 1975 roku poślubił Hannę G. Rysiek był starszy od swej wybranki o kilka miesięcy. Jednak ślubu nie wzięli z młodzieńczej i namiętnej miłości.  Młody chłopak nie chciał się żenić, lecz czuł się odpowiedzialny za zaistniałą sytuację i nie chciał zostawiać Hani samej w ciąży. Z ich związku na świat kolejno przychodziły dzieci: S., A. i Ł., dziś w wieku 41, 38 i 31 lat.  Urodziło się jeszcze czwarte, ale zmarło gdy miało zaledwie pół roczku.

Pieniądze szczęścia nie dają

Sytuacja finansowa młodego małżeństwa stale się poprawiała. Nawet kilka razy się przeprowadzali do różnych miejscowości, aż do czasu, gdy Ryszard G. otworzył swoją firmę. Sprzedawał meble. To pozwoliło mu dobrze zarobić i kupić dom. W parze z zarobkami nie szły ich stosunki i relacje. Regularnie dochodziło między nimi do kłótni, za które odpowiedzialny był sprzedawca mebli. 

– Oskarżony zastraszał H. G., kazał jej siedzieć cicho podczas spotkań rodzinnych. (…) Uważał swoją żonę za głupią i w taki sposób się do niej zwracał. Oskarżony z pogardą odnosił się również do innych członków rodziny, uważał ich za głupich. Inaczej traktował swoją szwagierkę – siostrę pokrzywdzonej, E. L., która miała wyższe wykształcenie – czytamy w sądowych aktach.

Kłótnie w małżeństwie były na tyle poważne, że ich córka A. wyprowadziła się z domu, gdy miała 19 lat. Awantury rodziców przeszkadzały jej w nauce. Młodszy z synów – Ł. – w wieku 20 lat opuścił rodzinne gniazdo. Do tego czasu pomieszkiwał u swojej dziewczyny. Chłopak widział co się dzieje za zamkniętymi drzwiami mieszkania Ryszarda i Haliny, dlatego zaproponował swojej matce, że mogą wspólnie się wyprowadzić od ojca, co początkowo pokrzywdzona przyjęła z entuzjazmem, jednak kiedy syn zaczął szukać mieszkania, wycofała się z tego pomysłu.

Damski bokser 

Syn Ł. podczas sprawy karnej zeznawał, że w 2007 roku nocując na piętrze w rodzinnym domu usłyszał krzyk matki. Zbiegł na dół, a Halina G. leżała na podłodze w kuchni. Krzyczała, że uderzył ją mąż. Ł. poprosił ojca, aby ten wezwał karetkę, ale odmówił. To nie był pierwszy przypadek gdzie, bliscy Haliny G. dowiadywali się o przemocy wobec niej i agresji męża. Żaliła się swoim dzieciom. Żalił się też sam oprawca. Zwierzył się swojej córce, że ma … kochanki. Ale córka była solidarna z ojcem i zapewne nie chciała sprawiać przykrości dla swojej matki i nie wspomniała jej o rozmowie. W toku sprawy wyszło na jaw, że od końca 2008 roku Ryszard spotykał się z panią I.J., którą poznał w 2008 roku w firmie ochroniarskiej, gdzie razem pracowali. Czasami u niej nocował, razem jeździli na jego działkę i na wakacje. 

Ryszard G. był wobec swojej żony agresywny, wyzywał żonę słowami wulgarnymi, powszechnie uznawanymi za obelżywe, rzucał przedmiotami o ścianę. H. G. była osobą spokojną, nie przejawiała agresji wobec oskarżonego. Oskarżony co najmniej raz uderzył żonę w twarz i oblał ją kawą. Innym razem rzucił w stronę swojej żony pety od papierosów. Główną przyczyną awantur, które wywoływał oskarżony, było to, że zarzucał on swojej żonie, że to przez nią stracili swój majątek. Oskarżony powtarzał ciągle, że żona nic po nim nie dostanie, bo cały majątek jest jego, a ją „puści boso”. Oskarżonemu nie odpowiadało jedzenie, które gotowała żona, oskarżał żonę o to, że go truje, ponieważ po jednym z posiłków bolał go żołądek – pisze sędzia poznańskiego Sądu Okręgowego w uzasadnieniu wyroku skazującego Ryszarda G. na 15 lat więzienia.

W 2009 roku doszło do pobicia pracującej w szpitalu Haliny przez męża-oprawcę. Tam uciekając przed nim pobiegła do nieznanej jeszcze sąsiadki. Nie potrafiła z nerwów i zapewne bólu sklecić nawet jednego zdania. Płakała. Wyszlochała, że mąż ją pobił i kopał. 

Coraz częściej uciekała do sąsiadki lub na dwór, kiedy domowy tyran wywoływał awantury. Pokrzywdzona często czekała na ławce na dworze, aż damski bokser pójdzie spać, aby uniknąć z nim kontaktu, ponieważ przeraźliwie się go bała. Pewnego razu uciekła nawet na kilka miesięcy do swojej siostry. Mąż przyjeżdżał – i jak to bywa w każdej historii – błagał o powrót, prosił o wybaczenie i obiecywał poprawę. Były to słowa rzucone tylko na wiatr. Takie sytuacje powtarzały się kilka razy. Zawsze wracała. I zawsze poprawy były krótkotrwałe. W 2011 roku Ryszard spuścił żonie taki łomot, że przez kilka tygodni chodziła w ciemnych okularach. Dzieci namawiały ją do rozwodu. Bezskutecznie. 

Nóż na gardle

Para w 2009 roku sprzedała dom i przeprowadziła się do 60 metrowego mieszkania w bloku w Obornikach. Czując się bezkarnie, niczym gestapowiec, pewnej nocy już w mieszkaniu w Obornikach, mąż wszedł do pokoju gdzie spała żona. Przystawił jej nóż do gardła.

Przestraszona kobieta wybiegła z mieszkania na klatkę schodową i wzywała pomocy. Uciekła do swojej sąsiadki, a ta zawiadomiła policję. Funkcjonariusze miejscowej policji przyjechali na interwencję i założyli rodzinie G. „niebieską kartę”. Innym razem oskarżony dusił pokrzywdzoną paskiem – sąsiadka widziała na szyi pokrzywdzonej pręgi. Zdarzyło się też tak, że sąsiadka spotkała Halinę G.  na chodniku. Przerażona poprosiła ją o to, aby ta poszła z nią do mieszkania, ponieważ Rysiek powiedział, że ma dla niej niespodziankę. Halina obawiała się tego, co może być tą niespodzianką. Po przekroczeniu progu mieszkania, okazało się, że “kochający mąż” porozrzucał brudne ubrania w pokoju gościnnym, a w pokoju żony wysypał na podłogę śmieci z kosza.

Przez ostatnie 2-3 lata przed śmiercią znerwicowana ofiara domowej przemocy paliła dziennie 40 papierosów. Skarżyła się synowi, że ich ojciec jest wobec niej agresywny i że się go boi.  Mówiła również swoim dzieciom, że nie wie, co dzieje się u nich w domu i że „jeszcze będą płakać”.

Rozwód

Domowy brutal, z wykształcenia technik mechanik, złożył pozew o rozwód. 20 lutego 2015 roku odbyła się pierwsza rozprawa. Jednak, żona nie zgadzała się na rozwód bez orzekania o winie. Chciała zrobić wszystko, aby winą rozpadu ich związku obarczyć męża.  Dwa dni przed rozprawą ofiara płakała i skarżyła się swojej córce, że oskarżony grozi jej nożem i siekierą. Ta zaproponowała matce, aby wyprowadziła się do niej, na co jednak pokrzywdzona nie zgodziła się. A więc w powietrzu było czuć być może nawet kilkuletnią batalię sądową. A ta znacznie obciążyła by budżet 60-latka. Utrzymywał się z renty w wysokości 1.436 złotych netto miesięcznie.

Dzień przed 

23 lutego 2015 roku około południa R. i H. G. byli w domu, rozpoczęli rozmowę o wierności. R. G. powiedział do żony, że widzi, że ona nie może na niego patrzeć i że jej nie odpowiada. H. G. odpowiedziała mężowi, że „mało że ci nie staje, to jeszcze mam lepszego i siedziałam na lepszym dytku”. Oskarżony powiedział do żony, że tego nie rozumie i zapytał ją, co dla niej znaczy ich małżeństwo. H. G. odpowiedziała, że „dupa jest jej własnością” i może z nią robić co chce. Wówczas R. G. nie chcąc wywoływać dalszej awantury, udał się do swojego pokoju, a H. G. poszła na balkon zapalić papierosa – wynika z sądowych akt. 

Negocjacje zakończone śmiercią

24 lutego 2014 roku Ryszard G. dzień zaczął od przyjęcia leków na serce. Przed południem pokłócił się z żoną. Awantura była na tyle głośna, że słyszały ją dwie sąsiadki. Pamiętają jak mąż obraźliwymi słowami wyzywał żonę. 

– Kiedy H. G. przygotowywała obiad, R. G. podszedł do niej, powiedział, że przeprowadzili dużo rozmów na temat rozwodu i spytał, czy mogliby wrócić do tej rozmowy. Żona odpowiedziała, że nie ma takiej opcji, że nie da mężowi rozwodu, chyba, że z jego wyłącznej winy. Pokrzywdzona powiedziała, że poczeka aż oskarżony zdechnie na zakrzepicę. (…) Oskarżony R. G. zaczął odwracać się od żony i w tym momencie zauważył, że robi się za nim cień. Oskarżony odwrócił się w stronę pokrzywdzonej i zobaczył, że jego żona trzyma w ręce nóż, kierując ostrze w jego stronę. Wtedy R. G. chwycił żonę za rękę, w której trzymała nóż, chcąc jej go odebrać. Nie udało mu się zabrać żonie noża, jednak na skutek swojego działania oskarżony został uderzony rękojeścią noża w czoło. Wówczas R. G. ponowił próbę odebrania żonie noża, chwytając ją za lewą rękę, w której trzymała ona nóż. Oskarżony stracił równowagę i upadł na lewy bok. Kiedy H. G. chciała wykonać krok ponad oskarżonym, on chwycił ją od wewnętrznej strony kolana tak, aby kobieta straciła równowagę. H. G. przewróciła się i upadła na podłogę głową w kierunku narożnika szafek kuchennych. Oskarżony przewrócił żonę na brzuch i położył się na jej plecy. Chwycił pokrzywdzoną za lewy nadgarstek, w którym trzymała nóż, na tyle mocno, że pokrzywdzona go puściła. Cały czas leżąc na H. G., oskarżony chwycił żonę lewą ręką za głowę, a prawą rękę włożył jej w usta, następnie wyciągnął swoją prawą rękę z ust H. G. i chwycił ją za krtań. Pokrzywdzonej wypadła wtedy z ust sztuczna szczęka. Oskarżony trzymając żonę za krtań, zaczął ją dusić, a lewą ręką przytrzymywał ją w okolicach skroni, twarzy i szczęki. R. G. naciskał ciężarem swojego ciała na plecy H. G.. Oskarżony uciskał pokrzywdzoną swoją prawą ręką w okolicy krtani tak długo, aż przestała się ruszać. Kiedy oskarżony zauważył, że jego żona zaczęła słabnąć, ponownie włożył swoją prawą rękę głęboko do jej gardła. R. G. pomyślał, że zabił swoją żonę. Kiedy pokrzywdzona już się nie ruszała, oskarżony widział, że jego żonie leci z ust zabarwiona na czerwono ślina. Wtedy oskarżony puścił pokrzywdzoną, i leżąc na niej przesunął swoją głowę do wysokości łopatek pokrzywdzonej, żeby sprawdzić, czy bije jej serce. Oskarżony zaczął naciskać na plecy pokrzywdzonej, rzucać się na nią całym ciężarem. W pewnym momencie oskarżony usłyszał dźwięk przypominający chrupnięcie, wówczas stwierdził, że jego żona nie żyje i przestał rzucać się na jej plecy – tak moment zabójstwa opisuje sąd w wydanym przez siebie wyroku. 

Spakować żonę

Morderca uznał, że musi pozbyć się ciała martwej żony. Postanowił spakować ją w ostatnią podróż. Przestawił swojego Opla bliżej klatki schodowej. Między czasie pojechał do szpitala na RTG. Gdy wrócił zaczął sprzątać krew z podłogi. Sprzątając, morderca wpadł na pomysł, że włoży zwłoki żony do walizki na kółkach z rączką. Pokrzywdzona miała 163 cm wzrostu, była szczupła i ważyła 63 kilogramy. Ryszard G.  skrępował martwej żonie ręce i nogi srebrną taśmą, okręcając taśmę na krzyż przy kostkach i przy kolanach. Zabójca zdjął z żony sweter, który miała na sobie i założył go jej na głowę. 

60-letni Ryszard G. z Obornik miał siłę udusić żonę, ale nie miał jej na tyle, żeby włożyć zwłoki do walizki, więc postawił walizkę przy zwłokach bokiem tak, aby wtoczyć do niej ciało. Kiedy to robił walizka pękła. W ciele denatki pozginał kończyny górne i dolne w stawach łokciowych i kolanowych tak, aby ciało zmieściło się w walizce. 

Nie do końca wszystko poszło zgodnie z planem, bowiem z walizki wystawały stopy martwej Haliny, więc “troskliwy mąż” ubrał je w worki foliowe. Następnie G. obkleił walizkę taśmą klejącą i owinął ją beżową zasłoną z czerwonymi końcówkami i czarnym szlafrokiem. Skończył o 21. I zadzwonił do kochanki. 

Ostatnia droga

– Około północy oskarżony zaczął ciągnąć walizkę na szlafroku. Wyciągnął ją z mieszkania na klatkę schodową i ciągnął po schodach, trzymając walizkę po tej stronie, po której znajdowała się głowa H. G., aby nie było słychać uderzeń głowy o stopnie – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Ryszard G. włożył walizkę na tylne siedzenie samochodu, za kierowcą. 

R. G. zatrzymał pojazd i wysiadł z niego. Szarpnął znajdującą się na tylnym siedzeniu walizkę, która spadła przy samochodzie. Następnie oskarżony przesuwał walizkę po piaszczystym podłożu w kierunku brzegu zalewu, raz popychając ją, raz ciągnąc ją w dół. Kiedy R. G. dociągnął walizkę do brzegu zalewu, opadł z sił. Pomimo to oskarżony przesunął walizkę ze zwłokami na lód na jeziorze. Oskarżony popchnął ją jeszcze trochę w kierunku jeziora. R. G. stwierdził, że walizkę widać z daleka i uznał, że musi ją czymś przykryć. Wyrywał rosnącą nad brzegiem jeziorem trawę i przy pomocy tych wideł rzucał ją na walizkę ze zwłokami. Umieszczenie walizki w zalewie i zamaskowanie jej zajęło oskarżonemu około pół godziny – czytamy dalej. 

Śledztwo i sekcja zwłok

Koleżanki z pracy ofiary zawiadomiły policję. Ta w niedługim czasie zatrzymała oskarżonego, który początkowo nie wiedział nic o sprawie, lecz…  szybko przypomniał sobie okoliczności rzekomego zniknięcia żony i opowiedział funkcjonariuszom prawdę. 

– Oględziny zewnętrzne zwłok H. G. wykazały obfite plamy opadowe na przedniej i tylnej powierzchni tułowia oraz bliższej części kończyn, brak stężenia pośmiertnego, liczne wybroczyny śródskórne w obrębie powłok twarzy, szyi, klatki piersiowej, wybroczyny podspojówkowe obu oczu, wylew krwi podspojówkowy oka lewego liczne sińce i powierzchowne otarcia naskórka w obrębie twarzy i szyi, liczne sińce w okolicy kończyn górnych, treść krwiście podbarwioną w jamie ustnej oraz krew płynną w otworach nosowych, podbiegnięcia krwawe błony śluzowej przedsionka jamy ustnej, macerację powłok skórnych obu stóp, obecność treści piaszczystej na powłokach skórnych całego ciała – stwierdził sąd. 

W sprawie karnej sąd nie miał wątpliwości co do winy oskarżonego i skazał go na karę 15 lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Z więzienia wyjdzie jako 75-latek. 

Umorzenie 

8 sierpnia 2014 roku zespół interdyscyplinarny do zapobiegania przemocy domowej w Obornikach złożył w Prokuraturze Rejonowej w Obornikach zawiadomienie o popełnieniu przez Ryszarda G. przestępstwa fizycznego i psychicznego znęcania się nad żoną. Prokurator umorzył sprawę. Na kilka godzin przed śmiercią ofiara była w sądzie dowiadywać się co ze sprawą. Wtedy przekazano jej informację, że sąd utrzymał w mocy postanowienie prokuratora o umorzeniu postępowania przygotowawczego w sprawie o znęcanie się nad nią. Wynika z tego, że według wymairu sprawiedliwości nie dochodziło tam do przestępstw. Prokuratorską sprawę umorzono, a wyrok zapadł, lecz za zamkniętymi drzwami mieszkania rodziny G.  

Dodaj komentarz