Przeszukanie w pseudo-redakcji

Przedsiębiorcy zlecali pewnej redakcji gazety m.in. z Wrocławia i Krakowa reklamę za 299 złotych. Teraz okazuje się, że do zapłaty mają nawet grubo ponad 300 tysięcy złotych.

Dzisiejszy oszuści nie przebierają w środkach. W minionym roku zainteresowali się przedsiębiorcami i wykorzystali mechanizm stary jak świat: chciwość. Każdy właściciel firmy chce zarabiać więcej, a więc się reklamuje. Oszuści oferowali atrakcyjną reklamę w gazecie za 299 zł. Fakty były zupełnie inne.

Nieuczciwi “redaktorzy” pławili się w pieniądzach swoich ofiar, jednak zgubiła ich pewność siebie. Oszukali firmę, która nie zostawiła spawy i nie wystraszyła się pism od wydawcy kilku czasopism regionalnych i zawiadomiła prokuraturę. Jak dokładnie wyglądał proceder?

Pracownicy wydawnictwa z Wrocławia (wydającego również gazety w innych miastach) telefonicznie namawiają przedsiębiorców do umieszczania w nich odpłatnych reklam. Następuje to jednak wedle przyjętego schematu, którego celem jest wprowadzenie kontrahentów w błąd w zakresie przyjętych na siebie zobowiązań. W trakcie rozmowy telefonicznej pracownik nieuczciwej spółki przekonuje o szerokim zasięgu i poczytności gazety oraz jej ciekawej treści. 

Następnie przywołując ciążącą na nim presję czasu, a wynikającą z tzw. “dead line” czyli zamykania numeru, oferuje możliwości wykupienia jednego z ostatnich miejsc reklamowych po, jak przekonuje, atrakcyjnej cenie. W rozmowie wyraźnie jest wskazywane, że tyczy się to jedynie jednej emisji. Po rozmowie pracownik spółki wydawniczej przesyła zainteresowanemu za pośrednictwem kuriera dokument zatytułowany: “Zlecenie Emisji Reklamy” w wydawnictwach (…) Spółka z o.o., który jest podpisywany w obecności kuriera, co naturalnie nie ułatwia zapoznania się z nim. 

W dokumencie wytłuszczonym i powiększonym drukiem podane jest miejsce publikacji, format oraz cena tycząca się jednej emisji. Poniżej drobnym drukiem wprowadzono postanowienia dodatkowe, przy czym zostały one tak skonstruowane, nie tylko pod względem wizualnym, ale i ich kolejności, aby zniechęcić zleceniodawcę do ich przeczytania. 

Pierwsze punkty są dość sztampowe i tyczą się kwestii nieistotnych z punktu widzenia podstawowych obowiązków stron. Dopiero w punkcie 10 owego zlecenia, w drugiej kolumnie, zawarto zobowiązanie zleceniodawcy do 24 kolejnych emisji z zagrożeniem – na wypadek próby uchylania się – konieczności zapłaty wedle cennika podstawowego, przewidującego znacznie wyższe wynagrodzenie (tj. z kwoty 299 zł kwotę 1620 zł za każdą emisję) – wyjaśnia właścicielka firmy, która dała wciągnąć się w finansowe tarapaty.

Pokrzywdzeni w przekonaniu, że dokonują zlecenia jednej emisji, po otrzymaniu faktury VAT, za kolejną emisję, drogą telefoniczną oraz mailową starali się wyjaśnić sprawę. Zwykle zbywano ich twierdząc, że osoba z którą rozmawiali już nie pracuje, względnie że nie znają sprawy, polecali jedynie składać reklamacje, które okazywały się bezskuteczne. Następnie pokrzywdzonym grożono przewidzianymi w umowie karami i odszkodowaniami, których najmniejsza wartość dla każdego z pokrzywdzonych to blisko 40.000 zł.

Wrocławska spółka podjęła także działania windykacyjne, wzywa do zapłaty odpowiednio powiększonego wynagrodzenia, występuje na drogę sądową.

Przedsiębiorcy, którzy dali się nabić w przysłowiową butelkę są zbulwersowani sposobem w jaki zostali oszukani. Zweryfikowali także prawdziwość słów odnośnie nakładu, dostępności i zawartości poszczególnych gazet. 

– Jak się okazało, są one w zasadzie niedostępne, a z przesłanych pokrzywdzonym egzemplarzy wynika, że zawierają one przedruki prostych informacji zawartych w internecie z podpisami nieistniejących dziennikarzy – mówi jedna z oszukanych.

– Analiza pozostałych postanowień umowy również przekonuje, iż celem organizatorów rzekomego wydawnictwa było wyłącznie oszukanie potencjalnych kontrahentów. Zastrzeżenie obowiązku zapłaty 50 zł za wysłanie wezwania do zapłaty, 500 zł za wizytę „negocjatora terenowego”, opłaty za wysłanie faktury VAT, wyłączna kompetencja do rozpoznawania zasadności reklamacji i wreszcie kara umowna w nieprawdopodobnej wysokości 412.800,00 zł za ujawnienie treści umowy przekonują, że od początku celem było oszukańcze zdobycie klienta i zmuszenie go, wobec uzasadnionej jego obawy poniesienia kolosalnych kosztów – do kontynuowania zlecenia emisji bezwartościowych reklam – dodaje

Osoby czujące się oszukane zawiadomiły prokuraturę. Podjęto czynności prawne dla przestępstwa oszustwa. Sprawa trafiła na biurko prokuratora Daniela Drpały z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Nieoficjalnie udało się nam dowiedzieć, że prokurator przeszukał siedzibę spółki. Próbowaliśmy się z nim skontaktować, jednak bezskutecznie.

Dodaj komentarz